piątek, 2 października 2015

Maraton Żubra IV

Maraton Żubra IV oczami uczestniczki…

                                        
Maraton Żubra 2015, rajd organizowany przez OFF ROAD FACTORY o charakterze cross country, gdzie do pokonania było ok. 600km w limicie czasowym 30 godz. oraz zdobyciu, jak największej ilości pieczątek.
Impreza dla tych, co chcą się zmierzyć z długim dystansem, chcą poczuć na własnej skórze wszelkie nierówności terenu i przy okazji czasami zabłądzić. Te swoiste „podchody” na czterech kółkach, zapewniają dużą dawkę wrażeń i adrenaliny.
            Rajd z trzema klasami – terenówki, qady i utv z możliwością wyboru jazdy z roadbookiem ( wyczyn ) lub po tracku (klasa turystyczna nie klasyfikowana). 
Trasa wiodła tym razem przez trzy województwa zachodniopomorskie, wielkopolskie i lubuskie. Start tradycyjnie rozpoczynał się w Mirosławcu, a kończył w Centrum Rekreacyjno-Wypoczynkowym „Polubie” w Zatoniu, gdzie była też baza rajdu.
           
Wieczorem, ostatnie przygotowania, rzut okiem na sprzęt, niekończące się nawijanie roadbooka, ognisko we wspólnym gronie, rozmowy, żarty, bez specjalnego ducha rywalizacji, tak jakbyśmy mieli wyruszyć we wspólną podróż. Jednak nad ranem ten duch daje o sobie znać, a już później w trasie witał się z nami wiele razy.
Pobudka ok. 6 i po wyjechaniu z Zatonia mieliśmy ok. 20km dojazdówki na start.
Załogi startowały od 7 do 9 godz. nad ranem, z założenia pierwsze quady następnie utv i terenówki. Po zarejestrowaniu się i odebraniu pamiątkowych koszulek, naklejek, zanotowany został nasz czas startu i ruszyliśmy w drogę. Ja z mężem UTV –ką i dwóch kolegów quadami.
            W moim przypadku wdrożenie się w czytanie roadbooka i odpowiednie dopasowanie natężenia głosu ( mimo komunikatora )zajęło chwilę. Kilka wątpliwości na początku, później zmieniło się w rutynę ;) W roadbooku dobre jest to, że można się cofnąć do kratki, w której się wszystko zgadzało, teoretycznie. Gorzej gdy znajduje się tam jakiś niezamierzony błąd, jakby znienacka i potajemnie umieściła go tam jakaś nieznana siła. W takich przypadkach komunikacja z organizatorem działała bez zarzutu i zawsze wyprowadzał nas z niejasnej sytuacji niczym anioł stróż.  Bywały przypadki, że na takiej kratce spotykaliśmy się licznie rozjeżdżając się w różne strony świata, by ponownie spotkać się w tym samym miejscu. Gorące konsultacje nabierały niesamowitego charakteru, szczególnie nocą. Czasami bywało tłoczno w szczerym polu, unoszący się kurz, światła z różnych stron, hałas silników, sprzeczne informacje nie pozwalały się skupić. Wkradał się wtedy mały chaos, ale jak to w naturze bywa, z chaosu wydobywają się pierwiastki twórcze.
Metody odnalezienia drogi były różne: skrupulatne matematyczne obliczenia, które opanował do perfekcji pan Marek; na intuicję; chybił trafił; co powie nawigacja; telefon do przyjaciela ( tu też objawił się duch rywalizacji – im mniej telefonów tym lepiej );  zapytaj o drogę, itp. W tym ostatnim przypadku, trzeba przyznać, że napotkany przez nas mieszkaniec bardzo nam pomógł. Wyprzedzając moje pytanie z uśmiechem na ustach wskazał drogę na „ul. Leśną”. Odnajdywanie się w takich przypadkach przysparza wiele radości.
            Przez cały rajd nie mieliśmy przypadku, żeby ktoś zachowywał się w stosunku do nas wrogo. Gdy zwalnialiśmy przy zabudowaniach, grupki ludzi machały do nas, często kibicując i wymownymi gestami pokazując żebyśmy dodali gazu.
            To całe szukanie na przestrzeni 600 km., które tak naprawdę nie zdarzało się tak często i na tak długiej trasie wg mnie miało prawo się zdarzać, to będę miło wspominać.
Tereny były piękne i zróżnicowane. Trasy wiodące nas przez pola, lasy, zakamarki wiosek, szutrówki typowe dla cross country. Przepiękny kawałek wiodący przez Puszczę Notecką, dzięki słonecznej pogodzie mogliśmy wyraźniej dostrzegać walory tych terenów. Również długi odcinek wzdłuż Warty, pozwolił nam na podziwianie widoków i wyszukiwanie kolejnych pieczątek. A tych na całej trasie mieliśmy do znalezienia 30. Zdobywanie ich polegało na zrobieniu sobie fotografii przy konkretnej pieczątce, a wyraźne zdjęcie było dowodem jej zaliczenia. Brak pieczątki oznaczał półgodzinną stratę. Wymagało to ciągłego skupienia. Bywały długie odcinki gdzie nie znajdywaliśmy żadnej, toteż ogromną radość sprawiał nam widok następnej zgodnej w kolejności. Gorzej, jak nie dostrzegliśmy, ale przy takich odległościach nie było sensu wracać i szukać.
Miałam też problem z metromierzem, przekłamania bywały czasem dosyć istotne i w zależności od przejechanej odległości wskazanej na roadbooku musiałam doliczać średnią.
Po kolejnych kilometrach dodawanie odbywało się już naturalnie.
            Z tankowaniem generalnie nie było kłopotu, dodatkowy zapas się jednak przydał, ale tylko dlatego, że zrezygnowaliśmy z jednego tankowania. W konsekwencji i tak trzeba było zjechać z trasy na dodatkowe tankowanie, nie chcieliśmy ryzykować, a zapasów już nie mieliśmy.
            Nocą jechało się niesamowicie, zmęczenie dawało się we znaki, jednak ilość zwierzyny w „Krainie Żubra”, jaką miałam okazję zobaczyć w ciągu tych godzin, powodował dreszcze, czasem radość. Dziki, sarny, lisy, koty, myszy, króliki, które chyba lubią się ścigać. Jednak nie zapomnę sceny, która przysporzyły nam konie biegnące wprost na nas. Wyłoniły się z ciemności, zaskakując nas swym widokiem. Żubra, z którego słynie Mirosławiec nie zobaczyliśmy, za to dwa  trofea udało się przywieźć do domu.
Mój kierowca, mąż, serwisant, z każdej sytuacji wychodził znakomicie, refleks i wspólna obserwacja, szczęście  pozwalały na uniknięcie niebezpiecznych sytuacji.
            Utv sunął bez problemu i na długich prostych czuło się przyjemność z jazdy. Dobrze przygotowany sprzęt kolegów i nasz spisał się rewelacyjnie.
            .
            To był mój trzeci Maraton Żubra, a drugi w którym uczestniczyłam jako pilot.
Za pierwszym razem przyjechałam w charakterze kibica i ewentualnego fotoreportera. Jednak mimo szczerych chęci Organizatorów, którzy wzięli mnie pod skrzydła, nie udało mi się za wiele „ustrzelić”. Wynika to oczywiście z dużego obszaru i odległości jakie pokonują zawodnicy. Mimo to spędziłam wtedy czas z prawdziwymi pasjonatami, sympatycznymi i skromnymi, którzy za stosunkowo niewielką cenę potrafią zorganizować tak przyjazną imprezę.
Dziękujemy Off Road Factory oraz wszystkim uczestnikom za wspólną  wspaniałą przygodę.
            Spotkanie z miłośnikami off-roadu , świetna atmosfera, która sprzyja integracji  i wymiany spostrzeżeń,  powoduje, że „Maraton Żubra” wpisuje się na stałe do kalendarza.
Serdecznie polecam

           


...


Plan trasy




trasa
Zdobywanie pieczątek




Zdobywanie pieczątek 



Organizatorzy